Moje miasto
moje miasto umiera
nocą
krawężnikami skośnie
dostosowanymi do
obcasów
przed osiemnastą
wrzaski z
pobliskiego podwórka
gasną
zapalone kuchennymi
światłami
znikąd
zapach chleba
zamkniętej piekarni
o dwudziestej zero
pięć
telewizyjne kolory
w
okiennym migotaniu
puls życia
podnoszą
serialową miłością
dwudziesta druga
godzina ciszy
czasem tylko na
spacerze jakiś pies
zakłóci szczekaniem
miasta zasypianie
| Dopóki był
babcia spokojnie
zrywała
rzodkiewki
gniotła sobotnie
ciasto
pies domu strzegł
jak najlepszy alarm
świat miał swój
koniec i początek
wieczór modlitwą i
bajką opowiedziany
dopóki był
żaden lis nie wkradł
się do kurnika
ogródek pachniał
lawendowym spokojem
dziś babcia drżącą
dłonią
poprawia okulary
cerując spodnie
przetarte czasem
wieczorami opowiada
historie
w których dziadek
jak bohater
zbiera ziemniaki
by przeżyć
***
sierpniowo wlecze się czas ociężale
kłosem wzbity szeleszczący
w cieniu stopy obolałe księżycem
ziemniaki turlają koniec pracy
szorując ręce kobiet wiklinowych
od ciężaru spódnic
tylko beztrosko uniesione czoła
wiejskich dzieciaków
kamykiem z procy
| Widok z okna
mój sąsiad
nie zakłada spodni
obwisły brzuch
ogląda świat
pępka oko
wciśnięte w róg szafki
trzepocze nibyrzęsami
mój sąsiad
w łazience lubi śpiewać
w rurach słuchać
męskie golenie
czajnik gwizdkiem
odmierza czas
herbaty smak nieznany
mój sąsiad
o trzynastej otwiera drzwi
jakieś kartony
i głosy wchodzą
do jego mieszkania
lekko uchylonym oknem
wpuszcza świat
pory roku na parapecie
mój sąsiad się poci
|